Takiej prędkości w obiecywaniu wszystkiego wszystkim i tworzeniu planów bez pokrycia nie miał chyba jeszcze żaden polityk w tym kraju. Szczególnie po wyborach. Premier Beata Szydło nie przeliczała sił na zamiary i utrzymała stawkę. Na nasze szczęście (czyli wyborców), a także partii opozycyjnych obietnice były bardzo konkretne (w przeciwieństwie do planów ich realizacji). Ponadto Prawo i Sprawiedliwość może się pochwalić pełnią władzy, czego nie udało się dokonać nikomu w krótkiej historii III RP. Co za tym idzie – Premier Beata Szydło i cały rozrośnięty rząd Prawa i Sprawiedliwości będzie wyjątkowo łatwy do rozliczenia. A najbliższa okazja nadarzy się już za 100 dni.
Za 100 dni ma zostać spełnionych pięć flagowych obietnic wyborczych Prawa i Sprawiedliwości:
1. 500 zł na drugie i kolejne dziecko, a w rodzinach o niższych dochodach także na pierwsze,
2. 60 lat wieku emerytalnego dla kobiet i 65 dla mężczyzn,
3. podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8000 zł,
4. bezpłatne leki dla osób od 75 roku życia,
5. podwyższenie minimalnej stawki godzinowej do 12 złotych.
Na pierwsze rozliczenia musimy więc poczekać tylko chwilę. Kto za to wszystko zapłaci? Tak do końca nie wiadomo. 500 zł na dziecko to nawet 20 mld zł, obniżenie wieku emerytalnego – 10 mld, wyższa kwota wolna od podatku – 20 miliardów zł. W sumie 50 miliardów. Lekko licząc. 1/6 rocznych wpływów budżetu państwa. Nie wspominając nawet o darmowych lekach, obniżce podatku CIT, kosztu likwidacji gimnazjów, znanego jeszcze z kampanii wyborczej diametralnego podniesienia wydatków na obronność itd. Podatek od sklepów wielkopowierzchniowych i podatek od aktywów bankowych z pewnością tego nie pokryje. Uszczelnienie systemu podatkowego łatwe nie będzie. Oby tylko nie stało się to, co powiedział wczoraj w sejmie poseł Ryszard Petru, przewodniczący Nowoczesnej – „Ja mam obawę, że w 100 dni puścicie nas wszystkich z torbami". Poznaliśmy bardzo konkretne sposoby wydania pieniędzy i wyjątkowo niekonkretne (poza tymi kilkoma miliardami z banków i sklepów) sposoby na ich „znalezienie". Było to zrozumiałe w trakcie kampanii wyborczej – w końcu nikt nam tyle nie da ile politycy mogą obiecać. Ale teraz, kiedy 5 711 687 obywateli uwierzyło w to, co zwycięzcy powiedzieli i postanowiło oddać im władzę, czas na powrót do rzeczywistości.
Rzeczywistość, umówmy się, nie prezentuje się w najlepszych barwach. Platforma Obywatelska zostawiła kraj w trudnej sytuacji. Dług publiczny przekracza połowę polskiego PKB, deficyt budżetowy na przyszły rok to rekordowe 55 miliardów złotych, poza tym panuje deflacja (niewielka ale jednak), a w kraju mamy ponad 1,5 miliona bezrobotnych. Po słabych rządach PO chciałoby się mieć nadzieję, że będzie lepiej. O nią niestety bardzo trudno. Nie stać nas na rozdawnictwo. Trzeba z przykrością stwierdzić, że po tym co usłyszeliśmy wczoraj, właśnie tego możemy spodziewać się po nowym rządzie. Wszystko brzmi doskonale, ale z punktu widzenia bezpieczeństwa finansowego państwa lepiej, żeby okazało się perfidnym kłamstwem.
Co ciekawe, nowy rząd zakłada program LTRO w Narodowym Banku Polskim. LTRO, wraz z osłabianiem sytuacji finansowej kraju poprzez ogromne rozdawnictwo na pewno nie pomoże polskiemu złotemu. Już teraz dolar amerykański oscyluje w okolicy czterech złotych. Magiczna granica niemal została osiągnięta już wczoraj, jednak brak konkretów dotyczących podwyżek stóp procentowych w USA w protokole z posiedzenia FOMC nieco osłabiły amerykańskiego dolara względem większości walut. Zmiana trendu nie wydaje się jednak zbyt prawdopodobna. USD/PLN znajduje się w krótkoterminowym kanale wzrostowym oraz trendzie wzrostowym, wysoko ponad średnimi kroczącymi. Przełamanie czterech złotych wydaje się więc być kwestią czasu.
Maciej Panek
Analityk Rynków Finansowych
To również Cię zainteresuje:
Dżihad kontra reszta świata | |
Czy nowoczesne metody inwestowania są dostępne dla każdego? | |
Nowy rząd – nowa nadzieja? |